Robak w lotosie

Złe sny nie istnieją - część 2

Wszystko pięknie, powiecie, ale może byś wzięła pod rozwagę jakiś trudniejszy przypadek? O tym co się komu podoba i czego się kto boi pewnie nie ma co dyskutować, ale jednak...te pantery czy wilki z poprzedniego wpisu to przecież nie takie bardzo straszne.
Chcecie coś naprawdę koszmarnego? Proszę bardzo – karaluchy. To mój, sprzed wielu lat, naprawdę koszmarny sen. Jeden z najgorszych, które miałam. Kiedy w wieku lat dwudziestu wkroczyłam na ścieżkę rozwoju i pracy nad sobą, oprócz niezwykłych snów o kobiecej i kosmicznej mocy, zaczęłam mieć też koszmary o...karaluchach właśnie. Te sny mnie absolutnie przerażały. Od dzieciństwa brzydziłam się karaluchów. A tu śniło mi się, że jestem z nimi zamknięta w przedziale w pociągu. Roją się na ścianach, spadają z sufitu. Obudziłam się w stanie czystego przerażenia. I zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi. Stosowałam wtedy taką technikę pracy, którą mogłabym nazwać „rysowaniem z podłączenia”. Całkowicie intuicyjnie brałam kolory i rysowałam co ręka chciała.

Narysowałam wtedy sporo ciekawych obrazów ciała – tego, jak moje ciało się czuje, co dzieje się w nim z psychosomatycznej i duchowej perspektywy. Wiele rysunków dotyczyło macicy, miesiączki, która wtedy przychodziła mi z trudem, i ogólnie zablokowanego przepływu. Aż w końcu, na jednym z rysunków, z pięknego lotosu wychynęły znienawidzone wąsiki, a za nimi uśmiechnięta facjata karalucha. A potem sen, koszmar. Jestem w pokoju i w łóżku, w którym śpię wypada mi słoik/butelka z karaluchami. Otwiera się, a one wypływają z niej wartkim strumieniem i rozlewają się, przepraszam, rozbiegają na wszystkie strony. Najkoszmarniejsze w tym śnie jest to, że nie mogę w żaden sposób ich skontrolować, rozbiegły się, są nie do złapania, nie do ogarnięcia. To uczucie było tak naprawdę kluczem do tych snów. Cały proces, który przechodziłam, dotyczył puszczenia kontroli, a co za tym idzie, odblokowania przepływu. Na poziomie fizycznym objawiało się to zablokowaną, spóźniającą się miesiączką. Na rysunkach to zablokowane miejsce – jak każde miejsce, gdzie przepływ jest zablokowany – zaczynało puchnąć, babrać się, stawało się brudne. Sny pokazywały również konsekwencje kontroli – blokujesz przepływ, więc pojawia się to, co brudne, karaluchy. Pokazywały też lęk: kiedy puszczę kontrolę, nie będę mogła obronić się przed zagrożeniem. Lęk i związaną z nim iluzję: przepływ, zdawały się mówić te sny, jest oczywiście bardzo piękną ideą, ale czy masz ochotę tracić kontrolę nad karaluszą stroną życia? Iluzję, bo tak naprawdę brud jest konsekwencją zatrzymanego przepływu.
W tych snach mogła się zamanifestować przestraszona, kontrolująca ja.  A kiedy ona się wyraziła – a właśnie ona była korkiem tamującym przepływ, bo zwykle zatyka to, co nie wyrażone – krew mogła popłynąć, życie mogło popłynąć. A mi zaczęła śnic się znów woda, ocean, fale, rzeki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Noc mocy Księżycowej, czyli kiedy przychodzą ważne sny

jak pamiętać sny?

Biały Słoń